Know The Difference
Dołączył: 18 Wrz 2005
Posty: 1093
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 3 razy Ostrzeżeń: 0/2 Skąd: Sprzed monitora Płeć: Mężczyzna
|
Wysłany: Śro 10:11, 05 Gru 2007 Temat postu: MUZYCZNE PODSUMOWANIE ROKU 2007 |
|
Czas na podliczenie, analizę, pochwałę, krytykę, itp. Oczywiście, jak co roku, zdążyłem zapoznać się jedynie z połową tego, co mnie interesowało, ale to tak już zazwyczaj bywa.
Mamy kolejny rok za nami! Rok, który był, powiedzmy sobie to szczerze, naprawdę dobry. Przynajmniej pod względem muzycznym. Wyszło parę rewelacyjnych krążków, kilka bardzo dobrych i cała masa przyzwoitych, dobrych albumów. Mało jest płyt słabych, niestety do rozczarowań zaliczam 2 płyty, na które się bardzo cieszyłem. Chodzi rzecz jasna o nowe wydawnictwa zespołów Nightwish oraz Sinner. Freedom Call też się nie spisał, ale to akurat było do przewidzenia… Ale dość gadania o przegranych, pora wspomnieć o tych, którzy nagrali wspaniałe płyty i zajmują czołowe miejsca w tej klasyfikacji. Zalicza się do nich kilka płyt wydanych przez czołówkę moich ulubionych zespołów. W tym miejscu mam na myśli świetne krążki Manowar oraz Dream Theater, jak również bardzo dobrą płytę Scorpions i dobry album Gamma Ray..
Manowar zresztą zasługuje na podwójne wyróżnienie, ponieważ kapela ta zdobywa u mnie pierwsze miejsce nie tylko w kategorii płyt studyjnych, ale także koncertowych! Odkąd słucham muzyki nie przypominam sobie sytuacji, w której jakiś zespół zgarnąłby oba te tytuły.
Nie ukazały się w tym roku niestety bardzo wyczekiwane przeze mnie płyty zespołów Testament oraz Judas Priest. Ale te pozycje od razu zapisuję w rubryce „nadzieje na rok 2008”. Bardzo liczę także na koncert Judas Priest w naszym kraju w przyszłym roku. Wciąż mam w pamięci planowany koncert z 2005 roku, który niestety nie doszedł do skutku.
Pod koniec tego wstępu życzę wszystkim, którzy poświęcają swój czas na przeczytanie tej klasyfikacji udanego Nowego Roku 2008, obfitującego w pomyślność, szczęście i dobrą muzykę.
Zapraszam do lektury!
PODSUMOWANIE KOŃCOWE ROKU 2007
1. Manowar - Gods Of War
Bardzo wyczekiwana przeze mnie płyta. Jak zawsze wywołała burzę wśród fanów i przeciwników zespołu. „Gods Of War” to opowieść składająca się z 15 części - piękna, epicka i majestatyczna. Kolejne dzieło w dorobku Manowar. Królowie metalu nie zawiedli.
Nie ma sensu po raz kolejny wypisywać wszystkich zalet tego albumu – zrobiłem to już w recenzji na początku tego roku. Ludzie, którzy lubią epickie, heavymetalowe granie i tak już zakochali się w tej płycie. Inni, którzy nie docenili jej wartości nie znajdą swojego miejsca w metalowej Walhalli.
2. Neal Morse - Sola Scriptura
Po odejściu z Spock’s Band Neal Morse rozwinął skrzydła. Po świetnym albumie „?” (ten pytajnik to tytuł płyty, jakby ktoś nie wiedział) przyszedł czas na nieziemskie i ponadczasowe dzieło. Na „Sola Scriptura” znajdziemy tylko 4 utwory, jednak czas trwania płyty wynosi ponad 70 minut. Moim ulubionym numerem z tej płyty jest 25-minutowa suita „The Conflict”, w której mamy perfekcyjne partie perkusji (w końcu za garami siedzi tu Mike Portnoy!), ciężkie i mocne gitary na początku, trochę spokojniejsze, balladowe momenty, rytmy flamenco oraz idealnie dopracowane zagrywki na organach Hammonda. Jest to najlepszy utwór, jaki został nagrany w roku 2007.
Piękna jest także ballada „Heaven In My Heart”, z którą mogą się równać tylko „Blood Brothers” Manowar, „The Ministry Of Lost Souls” Dream Theater oraz „Humanity” Scorpions.
Każdy kto jeszcze nie sięgnął po ten krążek powinien nadrobić zaległość jak najszybciej.
3. Dream Theater - Systematic Chaos
Przed premierą tego albumu można było legalnie przesłuchać 2 utwory – „Constant Motion” oraz „The Dark Eternal Night”. Muszę przyznać, że wywołały one we mnie mieszane uczucia. Jednak po tym jak kilkanaście razy przesłuchałem (rzecz jasna oryginalną) płytę zmieniło się moje podejście do niej. Teatr Marzeń zaserwował nam kolejny świetny krązek, trudny w odbiorze, ale perfekcyjny technicznie i kompozycyjnie.
4. Candlemass - King Of The Grey Islands
Byłem jednym z tych, którzy opłakiwali kolejne odejście Marcolina. Zupełnie niepotrzebnie, jak się okazało. Lowe też jest znakomity, śpiewa tutaj nieco inaczej niż w Solitude Aeturnus. Bardzo mnie ten album zaskoczył. Udane połączenie melodyjności i ciężaru. Na szczególne wyróżnienie zasługuje „Of Stars And Smoke” – jeden z najpiękniejszych utworów, jakie zostały nagrane w tym roku.
5. Onslaught - Killing Peace
Wielki powrót czy skok na kasę? Zdecydowanie to pierwsze. Moja ulubiona thrashmetalowa płyta AD 2007. Klasyczne brzmienie rodem z lat 80-tych. Nieziemska dawka mocy i energii. Świetny, agresywny wokal, mocna sekcja oraz bardzo dobre gitary. Więcej takich płyt proszę!
6. Exodus – Atrocity Exhibition…Exhibit A
Po „Shovel Headed Kill Machine” moje oczekiwania były bardzo duże. I nie zawiodłem się! Miałem mały dylemat, co postawić wyżej w moim rankingu – Onslaught czy Exodus. Wybrałem Anglików, gdyż „Atrocity Exhibition…Exhibit A” ma nieco mniej pasji i świeżości niż „Killing Peace”. Album Amerykanów jest bardziej dopracowany i techniczny, Onslaught natomiast spłodził bardziej spontaniczne dzieło. Tym niemniej jednak obie płyty uwielbiam, brak Bostapha za garami nie wpłynął negatywnie na pracę sekcji rytmicznej, Tom Hunting po raz kolejny pokazał, że też jest świetnym perkusistą.
Znakomita jest oczywiście produkcja płyty, za którą odpowiada Andy Sneap, o czym można się także przekonać słuchając np. nowych krążków Arch Enemy i Megadeth. Znajdują się one nieco niżej w moim zestawieniu. Jak widać, były gitarzysta zespołu Sabbat nie próżnował w tym roku.
7. Paradise Lost - In Requiem
Muszę przyznać, że kilka dobrych lat temu przestałem śledzić dokonania tej grupy. Nowe oblicze zespołu niezbyt przypadło mi do gustu. Zupełnie bez żadnych uprzedzeń sięgnąłem po „In Requiem” i od razu zostałem zmiażdżony ciężarem tego albumu. Paradise Lost brzmi jak za dawnych lat, jest tu sporo nawiązań np. do „Icon”. Za takie granie miałem do nich zawsze szacunek. Teraz ponownie nagrali świetną płytę, która dobrze wróży na przyszłość.
8. Symphony X - Paradise Lost
Teraz czas na album o dość mało oryginalnym tytule, ale za to ze świetną muzyką. Drapieżną i melodyjną. Zresztą nie nadaremno wyruszyli w trasę koncertową razem z Dream Theater. Bardzo podoba mi się udane połączenie spokojniejszych i bardziej agresywnych partii jak słyszymy to np. w utworze „Set The World On Fire”.
9. Megadeth - United Abominations
Godny następca dobrego „The System Has Failed”. Można się nawet pokusić o stwierdzenie, że „United Abominations” jest lepsze od poprzednika. Sporo tutaj thrashowych akcentów w stylu „Sleepwalker” czy „Gears Of War”. Znakomita produkcja (Andy Sneap to mistrz, zapamiętajcie to sobie). Może niezbyt dobrym pomysłem było ponowne nagranie utworu „A Tout Le Monde”. Ale mimo to nowa wersja broni się i nie wypada najgorzej, brakuje tylko tego piękna i klimatu z roku 1994.
Absolutnie genialnym utworem jest oczywiście „Sleepwalker”, który nawiązuje do legendarnego „Rust In Peace” sprzed 17 lat.
10. Therion - Gothic Kabbalah
Pierwsza płyta, jaką w tym roku kupiłem (została wydana w styczniu). Nagrana przy udziale Snowy’ego Shaw, różniąca się nieco od poprzednich dokonań zespołu. Dużo żeńskiego wokalu, kilka ciężkich, energicznych numerów, wszechobecny klimat i mistycyzm. Jak zwykle wyszło idealne połączenie metalu i symfonii. Duży plus za epicki utwór „Adulruna Rediviva” z nieco progresywnym zabarwieniem.
11. Scorpions - Humanity Hour 1
Najbardziej wyczekiwana przeze mnie płyta w tym roku. 21 album mojego ulubionego zespołu mnie kompletnie zaskoczył. Nie spodziewałem się, że nagrają taką muzykę. Udane połączenie tradycji z nowoczesnością. Dobra mieszanka ballad i cięższych numerów. Duży plus za znakomitą balladę „Humanity” oraz energiczne „You’re Loving Me To Death”.
Mimo wszystko wolałbym nieco więcej ciężaru i mniej radiowych hitów autorstwa Desmonda Childa… Ale i tak płyta jest naprawdę dobra!
12. Vainglory - Vainglory
Moja ulubiona płyta w tym roku jeśli chodzi o power metal. Dużą zaletą tego albumu jest wokal – za mikrofonem mamy tutaj Kate French znaną z zespołu Chastain. Utwory są szybkie, melodyjne a zarazem ciężkie. Nie ma mowy o jakichś przeszkadzających klawiszach czy innych dodatkach, które łagodzą brzmienie. Mimo wszystko album mógłby być nieco bardziej zróżnicowany – wtedy na pewno znalazłyby się w pierwszej dziesiątce.
13. Arch Enemy – Rise Of The Tyrant
Jeszcze nigdy płyta z podgatunku melodyjnego death metalu nie była tak wysoko w mojej klasyfikacji końcowej. Ten fakt mówi sam za siebie. Po kilku miesiącach słuchania mogę stwierdzić, że „Rise Of The Tyrant” to najlepszy album w dorobku Arch Enemy.
Mamy tutaj sporą dawkę agresji i mocy, do jakiej przyzwyczaił nas zespół przez lata, ale nie zabrakło też melodyjnych partii gitary prowadzącej i znakomitych solówek.
Do tego należy jeszcze dodać genialny wokal Angeli Gossow i mamy jedną z lepszych płyt tego roku.
14. Threshold - Dead Reckoning
Tutaj dostałem twardy orzech do zgryzienia. Z jednej strony znienawidziłem płytę za masę lukru i odejście od wypracowanego przez lata brzmienia. Ale pokochałem ją za piękne i porywające melodie jak „Slipstream” czy „Hollow”. Świetnym utworem jest tutaj także „Pilot In The Sky Of Dreams”. Ogólnie przeważyły pozytywne wrażenia, choć mam nadzieję, że następna płyta będzie nieco cięższa.
15. Legion Of The Damned - Sons Of The Jackal
Urwanie jaj. Tak można by ten album podsumować. To jednak ciut krótki komentarz, więc napiszę coś więcej. Płyta zrobiła na mnie ogromne wrażenie, znacznie większe niż debiut. Jest bardzo agresywnie i ciężko. Dobra produkcja albumu, mocno zaakcentowana perkusja, nieziemskie thrashowe uderzenie. Czego zabrakło? Dobrych solówek. To jedyny minus „Synów Szakala”, który uniemożliwia płycie zajęcie miejsca w TOP10.
16. Saxon - The Inner Sanctum
Płyta, która nie wzbudziła we mnie większych emocji, ale jak najbardziej ją doceniam. Mamy tu 45 minut muzyki, która ani trochę nie odbiega od tego, do czego przyzwyczaił nas ten zespół w ciągu lat. Utwory utrzymane w podobnej stylistyce, przeważają tu szybkie i energiczne kompozycje. Nie zachwyciła mnie średnia ballada „Red Star Falling”, natomiast bardzo przypadł mi do gustu pierwszy numer na płycie „State Of Grace” z pięknym klimatycznym wstępem.
17. Messiah's Kiss - Dragonheart
Duża niespodzianka. Połącznie Grave Diggera, Running Wild oraz znakomitego wokalu (ma coś z Coverdale’a, Tempesta i Dio…). Mieszanka heavy i power, przyrządzona ściśle według klasycznej niemieckiej receptury.
18. Paragon - Forgotten Prophecies
Płyta z Niemiec, którą można sklasyfikować gdzieś między heavy a power metalem (prawie) nigdy nie zejdzie poniżej pewnego poziomu. „Forgotten Prophecies” jest nawet na dość wysokim poziomie. Czuć to trochę nordyckich klimatów („Hammer Of The Gods”); miłośnikom miecza i stali album powinien się spodobać.
19. Gamma Ray – Land Of The Free Pt. II
Kontynuacja legendarnego albumu sprzed 12 lat dziwi mnie z tego powodu, że jeszcze 2 lata temu Kai Hansen w wywiadach niezbyt pozytywnie wypowiadał się o swoich byłych kolegach z Helloween, którym wówczas zachciało się powtórki z rozrywki i wydali trzecią część „Keepera”. Tymczasem dokładnie 24,5 miesiąca po tej premierze ukazał się drugi epizod opowieści o krainie, w której ludzie są wolni…
Trzeba przyznać, że Hansen i spółka nagrali w miarę udaną kontynuację pierwszej części albumu. Piszę „w miarę”, ponieważ taki utwór jak „To Moher Earth” zaniża ogólną ocenę płyty – jest to taka sztampowa „napieprzanka” na perkusji połączona z mało ciekawą grą gitar i co chwilę powtarzającym się fragmentem tekstu „you were so beautiful/just like a queen…”.
Nuda do kwadratu. Podobnie ma się sprawa z utworem „Rain”.
Pozostałe kompozycje prezentują dobry, wyrównany poziom. Niestety brak charakterystycznych utworów-„killerów”, które przydałyby się tej płycie. Zmienił się nieco klimat muzyki Gamma Ray; zespół nie kontynuuje stylu zapoczątkowanego na „No World Order” i rozwiniętego na „Majestic”. Chodzi mi tutaj o nieco cięższe niż w latach 90. granie, bardziej zorientowane na heavy, z licznymi zapożyczeniami m.in. z twórczości Black Sabbath czy Judas Priest. Tutaj Gamma powraca do nieco lżejszej muzyki, używa więcej klawiszy, pomiędzy zwrotkami i refrenami pojawiają się liczne wtrącenia Hansena na gitarze. Najlepiej nowy-stary styl ilustrują takie kompozycje jak „Into The Storm” oraz „Insurrection”, który można interpretować jako nawiązanie do „Rebellion In Dreamland”.
20. Eyefear – A World Full Of Grey
Piękny album, do którego musiałem się dość długo przekonywać. Zespół jest dość mało znany i promowany, pochodzi z Australii i gra progresywny metal. Przeważają tu wolniejsze utwory z umiejętnie zastosowanymi aranżacjami klawiszowymi, których na szczęście nie ma zbyt wiele. Czego mi tu brakuje? Jakichś cech szczególnych, czegoś, co pozwalałoby od razu rozpoznać, z jaką kapelą mamy do czynienia.
------------------------------------------------------------------------------------
Grave Digger - Liberty Or Death
Po mniej udanym „The Last Supper” odnotowujemy zwyżkę formy. Niemcom wyszedł naprawdę dobry krążek, jednak kilku utworów rozczarowuje. Są to np. „Until The Last King Died” czy „Shadowland”. Trochę mi tu brakuje spójności, konceptu. Ale i tak jest dobrze – znaczna część płyty to kawał solidnie wykonanej roboty. Na plus wyróżniają się: utwór tytułowy, „Forecourt To Hell” oraz „Highland Tears”.
Sirenia - Nine Destinies And A Downfall
Powiedzmy sobie jedno: o płytę na miarę „At Sixes And Sevens” będzie bardzo ciężko. Nie oczekuję, że zespół kiedykolwiek przeskoczy tę poprzeczkę. Tymczasem nową płytą udowodnili, że są w stanie nagrać coś naprawdę porządnego. Album jest znacznie lepszy od poprzedniego, zmiana wokalistki nie zaszkodziła zespołowi, jednak muzyka jest teraz znacznie spokojniejsza. Growlingu praktycznie nie ma, melodie są łagodne, czasem dość popowe i przebojowe (np. „My Mind’s Eye”).
W tym miejscu pozwolę sobie na uwagę odnośnie szeroko pojętego gothic metalu z żeńskim wokalem: nie ukazują się już płyty na miarę „Velvet Darkness They Fear”, „Mandylion”, „World Of Glass” czy „Lake Of Sorrow”. Niestety ta epoka już minęła. Jest wprawdzie kilka-kilkanaście zespołów, które starają się nawiązać do zespołów z tamtych lat, ale efekt przeważnie pozostawia wiele do życzenia (np. wspierany przez Nuclear Blast zespół Amatris). Są oczywiście wyjątki – jak na przykład Autumn czy Octavia Sperati, którą zresztą znajdziecie kilka pozycji niżej.
Sirenia nagrała płytę w mniej więcej tej samej stylistyce jak Theatre Of Tragedy („Storm”), Tristania („Illumination”), Angtoria („God Has A Plan For Us All”) czy Imperia („Queen Of Light”) i w konfrontacji z tymi albumami Nine Destinies And A Downfall wypada co najmniej bardzo dobrze. Jeśli wziąć pod uwagę aktualną formę dawnych gwiazd tego typu muzyki można uznać ten album za najlepszy w przeciągu ostatnich 2 lat. Stąd też przyznaję tej dość lekkiej i przebojowej płycie miejsce w górnej części mojej klasyfikacji.
Octavia Sperati – Grace Submerged
Ten norweski zespół stara się nawiązać do gothic metalu w „starym stylu” tzn. do Sins Of The Beloved czy Tristanii, nieco jednak łagodzi swoją muzykę poprzez liczne klawiszowe partie. Bardzo spodobało mi się tutaj zachowanie idealnego balansu pomiędzy podkładami tworzonymi poprzez syntezator oraz gitary. Utwory nie są schematyczne ani sztampowe. Na przemian spotykamy ciężkie i bardziej stonowane partie, proporcje między nimi są świetnie zachowane.
Wiele lepsza płyta np. od tegorocznego Nightwisha, przy czym różnica budżetów obu zespołów wynosi przeszło 400 000 Euro.
Jedyną rzeczą, do której mógłbym się przyczepić to mało charakterystyczny wokal, przydałby się tu jakiś bardziej wyrazisty głos i wtedy byłoby naprawdę pięknie.
Rebellion – Miklagard
Spadkobiercy Grave Diggera wydali drugą cześć swojej „Sagi Wikingów”, która spodobała mi się wiele bardziej niż „jedynka”. Tu czuć nordyckiego ducha! Jest niesamowicie klimatycznie, słuchając tego albumu podróżujemy gdzieś w Skandynawii, wyrzynamy wrogów w pień, składamy ofiary Odynowi i chwalimy dawne dzieje Wikingów. Tak można pokrótce opisać emocje, jakie zostały mistrzowsko oddane na tej płycie. Duży plus za „Ulfberth” oraz klimatyczne intro „Vi Seglar Mot Miklagard” z Charlesem Rytkönen (Morgana Lefay) na wokalu.
Masterplan - MK II
Jorn wprawdzie odszedł z zespołu, ale rzecz jasna Masterplan gra dalej. Znaleźli godnego następcę i wydali kolejną dobrą płytę. Jest nieco wolniejsza i spokojniejsza od poprzedniej, perkusja trzyma się czasem za bardzo z tyłu (pomimo, że za garami siedzi Mike Terrana!), brakuje trochę takiego heavymetalowego „pazura”. Ale ogólne wrażenie jest bardzo pozytywne, nie zabrakło tu energicznych, melodyjnych kompozycji, które szybko wpadają w ucho i pozostają tam na długo. Plus za „Keeps Me Burning”.
Autumn – My New Time
Ten zespół bardzo lubię głównie z powodu znakomitego albumu „Summer’s End”. Tegoroczny krążek jest wprawdzie trochę słabszy od tego dzieła, lecz w dalszym ciągu prezentuje naprawdę wysoki poziom. Mamy tu sporą dawkę klimatycznego granie ze świetnym żeńskim wokale i dobrymi partiami gitar. Płyta wiele bardziej zajmująca od nowego Nightwisha czy After Forever, które przecież obracają się mniej więcej w tej samej stylistyce.
Cage - Hell Destroyer
Bardzo dobra płyta w dorobku tego amerykańskiego zespołu. Jest melodyjna i mocna zarazem. Jednak trochę odstaje poziomem od poprzednich albumów. Mimo wszystko jest naprawdę dobrze, nie brakuje energicznych powerowych numerów i szybką perkusją na dwie stopy i wokalem w stylu Chrisa Boltendahla. „Normalne” utwory na tej płycie są przeplatane krótkimi mówionymi kawałkami. Całość tworzy udany album, jednak momentami brakuje na nim trochę zróżnicowania.
Dreamland - Eye For An Eye
Bardzo melodyjna, szybka i przebojowa płyta, która już przy pierwszym przesłuchaniu niesamowicie wciąga. Nie spodobał mi się tu jednak wokal, który momentami dosyć drażni uszy i utrudnia wytrwanie do końca płyty. Ale ogólne wrażenie jest jak najbardziej pozytywne, mamy do czynienia z muzyką, która nie wpisuje się w ogólną przeciętność lecz idzie swoimi krętymi drogami i wyróżnia się na tle innych zespołów, które obracają się w podobnej stylistyce. Na wyróżnienie zasługuje utwór „Reverse Deny”.
Helloween – Gambling With The Debil
Kolejny dobry album w dorobku tego zespołu. Dobry, aczkolwiek nierówny. Przy utworach „The Saints” czy „Final Fortune” wszystko jest OK. Ale „Paint A New World” czy „As Long As I Fall" nie robią dobrego wrażenia. Album oceniam wyżej od poprzedniego, ale uznaję go za słabszy od „The Dark Ride” czy „Time Of The Oath” (z płyt z Derisem na wokalu).
Plus za świetne wydanie (mam na myśli wersję 2CD).
Delphian – Unravel
Ciężko jednoznacznie sklasyfikować ten album. Jest nieco progresywny, ale generalnie obraca się wokół muzyki, jaką wykonują takie zespoły jak Autumn czy Her Enchantment. Do gothic metalu jednak ich nie zaliczam, bo gitary są po prostu za dobre jak na ten podgatunek.
Holendrzy zaserwowali nam ciekawą mieszankę spokojnego i cięższego grania. Bardzo ładna jest kołysanka „Lullaby”, „Focus” zaskakuje wyjątkowo udanym połączeniem klawiszy i gitar, „Creation” jest technicznie bardzą dobrą kompozycją, gdzie zdecydowanie dominują gitary. Gdyby było jeszcze ciut bardziej przebojowo to Delphian mógłby zostać spadkobiercą The Gathering czy Tristanii, które obecnie albo grają zupełnie co innego niż kiedyś (Gathering) albo rozczarowują (Tristania).
Heavenly - Virus
Płyta brzmi jak mieszanka „Eternity” Freedom Call oraz „Land Of The Free” Gamma Ray. Nie mamy więc do czynienia z jakąś przesadnie oryginalną muzyką, lecz mimo to jestem bardzo zadowolony z ostatniego krążka Francuzów. Płyta nie jest tak dobra jak „Dust To Dust” ale wciąż prezentuje wysoki poziom. Solówki gitarowe naprawdę świetne; znakomity power metal.
Dew-Scented - Incinerate
Pomimo, że zaliczam się do wielbicieli niemieckiego thrashu to znany i ceniony Dew-Scented nigdy nie zaliczał się do moich ulubionych zespołów. Nowy krążek nie zmienił mojego stosunku do tej kapeli. Dużym minusem jest dla mnie wokal (tak, tak w thrashu wokal jest bardzo ważny, kto twierdzi inaczej niech spada na drzewo). Nie mam zastrzeżeń do gitar – solówki i riffy na przyzwoitym poziomie. Przeszkadza mi jednak powtarzanie tych samych zagrywek przez sekcję rytmiczną. Zasługującym na wyróżnienie utworem jest tutaj „Contradictions”.
Dark Moor - Tarot
Muszę przyznać, że niezbyt wysoko ceniłem poprzednie dokonania tego hiszpańskiego zespołu i czuję się miło zaskoczony tym albumem. Pomijając mało oryginalny tytuł (ale ostatnio panuje taka moda na nazywanie płyt wg nazw innych zespołów – „Paradise Lost”, „Threshold”) album jest naprawdę dobry i bardzo przyjemnie się go słucha.
Wiadome jest, że „Tarot” nie odkrywa Ameryki, trzeba sobie uświadomić, że jest to po prostu kolejny dobry i bardzo melodyjny album metalowy na rynku.
Na wyróżnienie zasługuje 11-minutowy „The Moon”.
Twisted Tower Dire – Netherworlds
Bardzo mnie zaciekawiła ta płyta. Wokal czasem mocno irytuje – raz przypomina panów Dio oraz Coverdale, raz falsetuje aż w uszach dzwoni ale przynajmniej jest oryginalny.
Materiał zawarty na tej płycie można by z powodzeniem ochrzcić mianem „tradycyjnego i oldschoolowego”. Nie zabrakło pomysłowych solówek oraz kilku konkretnych riffów.
Wizard - Goochan
Mogła to być bardzo dobra płyta, ale niestety zespół nieco przesadził. Album momentami dosyć przynudza, wielokrotne powtarzanie tych samych partii i zagrywek nie wyszło na dobre. Świetnym utworem jest tutaj „Call To The Dragon” – moja ulubiona kompozycja z tej płyty. Kawałek szybki z dynamicznym, chwytliwym refrenem.
Takie „Dragon’s Death” też byłoby bardzo dobre gdyby je skrócić o połowę. Ogólne wrażenie – średnia płyta z kilkoma przebłyskami.
Primal Fear – New Religion
Po znakomitym „Seven Seals” bardzo czekałem na ten album. Szczerze mówiąc nieco się zawiodłem. Płyta jest dosyć nierówna, mamy tutaj połączenie utworów ciekawych (np. „New Religion”) i nudnych (np. „Blood On Your Hands”), brzmienie gitar bardzo przypadło mi do gustu, to samo mogę powiedzieć o produkcji całego krążka. Nie rozumiem jednak dlaczego Scheepers musi tak kserować wokal Halforda, jak słyszymy to w pierwszym utworze na płycie – „Sign Of Fear”.
ShadowPlay – ShadowPlay
Jedna z ciekawszych propozycji, jeśli wziąć pod uwagę debiutanckie krążki zespołów grających symfoniczny gothic metal. O ile w tym gatunku da się jeszcze zachować jakąś oryginalność i grać w miarę rozpoznawalną muzykę; temu zespołowi się to udało. Jest spokojnie, melodyjnie i z odpowiednią dawką klimatu. Pozytywne wrażenie psują nieliczne elektroniczne ample i mało charakterystyczny żeński wokal. Tym niemniej jednak myślę, że ShadowPlay może jeszcze niejedno w przyszłości zdziałać.
Miłośnikom takich zespołów jak Nightwish czy Within Temptation powinien się na pewno spodobać.
Elvenking – The Scythe
Czwarty album włoskiego zespołu jest znacznie cięższy od ich dotychczasowej twórczości, Lekka zmiana stylu gry wyszła im na dobre. Nie ma wprawdzie tego charakterystycznego klimatu, w którym czuło się obecność wróżek, elfów i czegoś tam jeszcze, ale za to dostaliśmy ponad pięćdziesiąt minut solidnego metalowego grania z gościnnymi występami takich gwiazd jak Schmier (Destruction, Headhunter) oraz Andy LaRoque (m.in. King Diamond).
At Vance – VII
Kolejna dobra płyta w dorobku tego niemieckiego zespołu. Muzyka nie jest zbyt ciężka i obraca się wokół nowoczesnej powermetalowej stylistyki. Utwory są po prostu dobre – nie wyróżniają się zbytnio ani też nie rozczarowują. Miłośnikom tego typu grania album powinien się spodobać. Najbardziej przypadł mi do gustu piękny utwór „Friendly Fire” z zasługującym na wyróżnienie refrenem.
Iron Savior - Megatropolis
Oj, trudno było mi się przyzwyczaić do tego albumu. Nawet w tego typu graniu zespołom zdarzają się dość znaczne zmiany w stylistyce. Taka zmiana zaszła właśnie na „Megatropolis”. Jeśli ktoś oczekuje kolejnej płyty w stylu znakomitych „Battering Ram” czy „Condition Red” to słuchając tego albumu przeżyje lekki szok. Muzykę, jaką zaprezentował nam tutaj zespół można by zaszufladkować gdzieś pomiędzy Sabaton (głównie za sprawą wokalu) oraz Gamma Ray. Album jest bardzo równy i dobry, ale brakuje mu trochę tego klimatu z poprzednich dokonań zespołu.
Gaia Epicus - Victory
Nieco mniej epicka płyta od poprzednika, ale za to więcej tutaj typowo heavymetalowgo grania. Można się rzecz jasna także doszukać wyraźnych wpływów Helloween i Gamma Ray, które w umiejętny sposób zostały połączone z zadziornymi i ciężkimi riffami.
Gaia Epicus nie oferuje nam powermetalowego przeciętniactwa lecz stara się wyróżniać wśród innych zespołów tego podgatunku. Wiadomo, że „Victory” nie jest płytą wybitną, ale jak najbardziej pasuje do niej określenie „solidny i równy album”.
Silent Force - Walk The Earth
Ta płyta jest dla mnie swego rodzaju fenomenem. Z jednej strony mamy takie kiczowaty kawałki jak „Save Me From Myself” a z drugiej jeden z najlepszych utworów, jakie ukazały się w tym roku: tytułowy „Walk The Earth”, gdzie symfoniczne, delikatne podkłady doskonale współgrają z partiami gitarowymi. Jednakże większa część tej płyty to powtarzanie w kółko tych samych patentów i zagrywek. Gdyby było tutaj więcej numerów w stylu tytułowego na pewno krążek znalazłby się znacznie wyżej w mojej klasyfikacji.
Apocalyptica – Worlds Collide
Kontynuacja pomysłów z poprzedniego albumu, czyli po prostu dobra płyta. Zabrakło mi tu, podobnie jak na krążku sprzed dwóch lat, oryginalności, jaka zawsze cechowała muzyków z Finlandii. Żeby zrozumieć, o co tak naprawdę im chodziło trzeba sięgnąć po „Inquisition Symphony” albo debiut. Na tym krążku mamy dość dużo syntezatorów, występy gościnne wokalistów itp. Chętnie posłuchałbym samych wiolonczel, które są przecież najbardziej charakterystyczne dla tego zespołu. W tej chwili Apocalyptica gra tak jak wiele innych kapel metalowych, zastępując po prostu gitary wiolonczelami, które na dodatek pod względem brzmienia się do nich coraz bardziej upodabniają.
Plus za utwór „Burn”, minus za „Helden”.
Manticora – The Black Circus Pt. II - Disclosure
Kontynuacja konceptu z zeszłorocznego albumu – płyty „Letters”. Jak na pierwszej części „Czarnego Cyrku” znalazło się tutaj 10 utworów, jedna liczba „pełnych” kawałków się zmniejszyła – znajdziemy tu tylko 5 kompozycji, które trwają dłużej niż 3 minuty. Reszta to instrumentalno-wokalne przerywniki – cykl utworów o nazwie „Intuneric”, których liczba (razem z tymi zawartymi na poprzedniej płycie) wynosi 7. Cóż można powiedzieć o samej muzyce. Jest podobnie jak zawsze czyli dobrze ale bez rewelacji. Długość kompozycji nie przekłada się na ich jakość. Ośmioipółminutowe „Gypsies Dance Pt. II” po prostu przynudza. Na plus wyróżnia się szybki i melodyjny utwór „All That Remain” oraz instrumental „Haita di lupi”, w którym słyszymy na przemian gitarę akustyczną i elektryczną.
Tristania – Illumination
Po słabiutkim albumie „Ashes” niemalże spisałem ten zespół na straty. Tymczasem „Illumination” to całkiem przyzwoita płyta. Nie ma oczywiście tego magicznego klimatu z czasów „Widow’s Weeds”, „Beyond The Veil” czy „World Of Glass”, daleko jej także do „At Sixes And Sevens” Sirenii. Mimo wszystko spodobał mi się ten krążek. Gdyby pozbyć się nudziarskich kawałków w stylu „Destination Departure” czy „Fate” byłby to nawet dość dobry album. Nie przypadł mi do gustu podział partii wokalnych na tej płycie – za dużo mi tu „czystego” męskiego śpiewu. Dobrym rozwiązaniem byłoby użycie growlu jak na początkowych krążkach. Niestety jest to ostatni album, na którym możemy podziwiać piękny głos wokalistki Vibeke Stene.
Nocturnal Rites – The 8th Sin
Pomimo, że podoba mi się tego typu granie to szwedzki Nocturnal Rites mnie nigdy nie zachwycił. Tym niemniej jednak „Ósmy Grzech” mnie pozytywnie zaskoczył. Płyta prezentuje się znacznie lepiej niż np. tegoroczny Freedom Call. Do „8th Sin” wracałem kilka razy, muzyka się nie nudzi, zawsze odkrywamy w niej coś nowego. Nie ma tu sztampowych melodyjek, słychać, że zespół nie odwala swojej roboty lecz chce nam zaprezentować naprawdę fajne granie. Jednak jak dla mnie mamy tu trochę za dużo klawiszy, które niepotrzebnie łagodzą brzmienie, poza tym przydałoby się czasem trochę więcej gitarowych podkładów – np. w utworze „Never Again”. Nie spodobały mi się także (nieliczne) elektroniczne sample, jakie zostały tu przemycone. Słychać je np. w „Never Again” oraz „Call Out The World”.
Kamelot – Ghost Opera
Jedna z tych płyt, przy której po przesłuchaniu jednego utworu możemy sobie wyrobić zdanie o całym albumie. Granie non-stop na jedno kopyto, bez większego wdzięku i polotu, ale za to niepozbawione pewnego uroku. Ogólnie: nie jest źle, ale mogłoby być też wiele lepiej. Mimo wszystko poprzedni album bardziej przypadł mi do gustu. Na plus wyróżnia się utwór „Blücher“ z ciekawym tekstem.
Markize – Transparence
Ciekawa i urozmaicona płyta, na której usłyszymy utwory śpiewane w językach angielskim, francuskim oraz rosyjskim. Wokalistka Alina Dounaievskaya każdym z nich posługuje się bardzo dobrze, jednak barwę głosu ma dość przeciętną. Kompozycje są dość dobre, momentami się trochę kojarzą z klimatem z „The Silent Force” Within Temptation. Mamy tu także udane połączenie podkładów klawiszowych i gitarowych. Jeśli komuś podobają się takie zespoły jak Edenbridge, After Forever, Epica czy Within Temptation to powinien znaleźć coś dla siebie również na tej płytce. Ale i tak znaczna większość przejdzie obojętnie obok tego wydawnictwa i kupi (albo ściągnie) nowego Nightwisha…
Symphorce - Become Death
Po pierwszym przesłuchaniu miałem wrażenie, że ten album zmieści się w pierwszej dziesiątce tego roku. Do końca nie wiem co mi wtedy strzeliło do głowy. Może to były pozostałości jakiejś zupy chmielowej potocznie zwanej piwem? Nie wiem i nie chcę wiedzieć.
„Become Death” to jedna ze słabszych płyt w dorobku niemieckich powermetalowców. Jej największą wadą jest duża rozbieżność poziomów między poszczególnymi utworami. Takie numery jak „Darkness Fills The Sky” czy „In The Hopes Of A Dream” są naprawdę świetne, to fakt. Ale zaraz potem przychodzi jakiś kawałek rodem z HIM i robi się nieciekawie.
Gdyby wyrzucić ½ utworów i zrobić EP-kę albo MCD to wyszedłby bardzo dobry krążek. A tak jest przeciętny.
Within Temptation - The Heart Of Everything
Przy pierwszym przesłuchaniu myślałem, że ta płytka będzie mogła kandydować do antynagrody roku 2007, ale po pewnym czasie udało mi się do tego krążka przekonać i go na trzeźwo ocenić. Kilka utworów jest utrzymanych w klimacie poprzedniej (bardzo dobrej) płyty „The Silent Force”, niestety pojawiają się tutaj też nawiązania do Evanescence czy, o zgrozo, Linkin Park. Chodzi mi tutaj przede wszystkim o kawałek „What Have You Done”, nagrany przy współudziale Keitha Caputo oraz tragiczne sample w „The Cross”.
Na plus wyróżnia się 7-minutowy utwór – „The Truth Beneath The Rose ”.
Iron Fire - Blade Of Triumph
Rozczarowanie. Zeszłoroczny album był naprawdę dobry. Tutaj jest średnio-słabo. Nie ma żadnych wyróżniających się na plus utworów; nic nie wychyla się poza ogólną przeciętność płyty. O takich numerach jak „Metal Messiah” czy „Savage Prophecy” nie ma ani co marzyć.
Wyszło sporo lepszych albumów w tego typu stylistyce.
Nightwish – Dark Passion Play
Mogło być tak dobrze… A wyszło tak słabo… Niestety ogromny budżet przeznaczony na nagranie płyty nie wpłynął pozytywnie na jakość kompozycji. Nightwish przegrywa z kretesem z Therionem (jeszcze 3 lata temu grali na podobnym poziomie), wypada słabiej od mniej znanych kapel jak Autumn, ShadowPlay, Octavia Sperati, Markize czy Delphian. „Dark Passion Play” to bardzo przeciętna płyta, po „Angels Fall First” najgorsza w dorobku zespołu. Przeszkadzają niedopracowane kompozycje bez wyrazu jak np. „Bye Bye Beautiful” czy „Cadence Of Her Last Breath”, gitary na tej płycie to kompletna porażka. Na plus wyróżnia się świetny głos nowej wokalistki Anette Olzon oraz parę dobrych utworów („7 Days To The Wolves”, „Whoever Brings The Night”). Miejmy nadzieję, że kompozytor Tuomas Holopainen wyciągnie wnioski z tegorocznej porażki i za parę lat zaskoczy nas jakimś dobrym albumem.
Ride The Sky – New Protection
Kolejny projekt Uli’ego Kuscha. Tym razem niemiecki perkusista wyciągnął wnioski z zeszłorocznej porażki w postaci Beautiful Sin i nagrał płytę, którą przynajmniej da się słuchać. Mimo wszystko nie wiem, jaki cel mu przyświeca, że tak skacze sobie z kwiatka na kwiatek. Nie lepiej założyć 1 zespół i próbować nagrać kilka dobrych płyt?
„New Protection” przypomina mi nieco roboty drogowe – płyta jest rozkopana, niedokończona i niedopracowana. Czasem pojawiają się bardzo dobre momenty (kilka mocnych riffów gitarowych, dobrze zastosowane klawisze i takie tam) ale generalnie wydaje się, że ktoś korzystał z jakiegoś „Power Metal Editor v. 2.0” i wygenerował po prostu kilka schematycznych utworków.
After Forever - After Forever
Klasyczny przykład przerostu formy nad treścią. Niedopracowana muzyka w bardzo ładnej oprawie. Dość ambitny materiał, jednak wyjątkowo mało przystępny dla słuchacza. Taka sztuka dla sztuki po prostu. Można zaorać i posiać zboże na tym, choć szczerze mówiąc wątpię, żeby cokolwiek wyrosło…
Xandria - Salomé The Seventh Veil
Zawsze gdy Xandria wydawała płytę to miałem już kandydata do tytułu „wiocha roku”. Jednak tym razem się mocno zdziwiłem. „Salomé The Seventh Veil“ to zupełnie inna płyta niż poprzednie. Nikt nie usiłuje grać jakiegoś „mrocznego“ metalu, nie ma przynudzania, smęcenia etc. Znalazło się tu niecałe 50 minut przebojowej i skocznej muzyki z bardzo chwytliwymi refrenami, wśród których wyróżniłbym „Emotional Man“, „Firestorm“ oraz najbardziej ambitną kompozycję na tym albumie czyli utwór tytułowy.
U.D.O. - Mastercutor
20 lat minęło od wydania pierwszej solowej płyty Udo Dirkschneidera. Trochę się zmieniło od tego czasu… Accept w chwili obecnej nie działa, niestety zauważyłem też lekki spadek formy u muzyków z U.D.O. Płyta nudna i pozbawiona emocji, jakich to było pełno na poprzedniku – „Mission No. X”.
Metalium - Nothing To Undo
Kolejna (już szósta!) część konceptu niemieckiego zespołu. Niestety „Chapter VI” to najgorsza płyta w dorobku tej kapeli. Np. takie „Straight To Hell” to 100% nudów, reszta utworów też nie zachwyca, „Metal Blindness” strasznie się dłuży, „Was Home” to jedna z gorszych ballad tego roku.
Visions Of Atlantis – Trinity
Jak zawsze to samo: kserowanie dawnych płyt Nightwisha, choć trzeba przyznać, że tym razem wyszło to nawet nieźle. Biorąc pod uwagę słabiutką formę dawnych Mistrzów, mogą ich za niedługo prześcignąć.
Mimo wszystko większość utworów nie zachwyca, gdyż są sztampowe i potwornie nudne. Męski wokal na tej płycie, delikatnie mówiąc, do najlepszych nie należy. Z kolei wokalistka Melissa Ferlaak wypada znacznie lepiej niż na poprzednich krążkach zespołu. Nie ma pseudooperowego zawodzenia, jest całkiem przyjemny dla ucha śpiew.
Tarot - Crows Fly Back
Nigdy nie ceniłem zbyt wysoko dokonań zespołu Tarot, który był dla mnie jakąś karykaturą heavymetalowych zespołów z Niemiec. Nowa płyta też jest mocno przeciętna.
Nie znalazłem na niej nic, co by mnie zaciekawiło. Wokal Marco Hietali nie należy do moich ulubionych; tutaj wypada szczególnie słabo.
Sinner - Mask Of Sanity
Bardzo mnie rozczarowałą ta płyta. Oczekiwałem czegoś energicznego w stylu poprzednika „There Will Be Execution” i niestety się zawiodłem. Mdłe i nudne granie. Po kilkunastu przesłuchaniach nie został mi w głowie żaden kawałek.
Annihilator - Metal
Niestety zaproszenie do współpracy takich osobistości jak Jeff Loomis czy Angela Gossow nie przełożyło się na stworzenie dobrej płyty. „Metal” to popłuczyny po dawnej świetności zespołu. Ciężko nawet zaliczyć tę płytę do thrash metalu, jest to jakaś bezkształtna masa grania bez polotu, fantazji i energii.
Freedom Call – Dimensions
Tragedia roku, ogromne rozczarowanie. Muzycy zapowiadali „speedmetalowe hymny w stylu albumu >>Eternity<<”. I co wyszło? Gówno na wrotkach! Nagrali jakieś pokraczne odpustowe przyśpiewki nadające się co najwyżej na festyn. Jeśli chcesz wywalić kasę w błoto – kup tę płytę koniecznie!
Jedyne, co nadaje się do słuchania to refren w „Innocent World”. Gdyby nie debilny chórek dziecięcy na końcu byłby to całkiem znośny numer. „Far Away” jest strasznie wtórne i nudne, ale mimo wszystko ze względu na fajną melodię wyróżnia się na tle innych kawałków.
Reszta – do kosza!
WYDAWNICTWA KONCERTOWE (CD ORAZ DVD):
1. Manowar – Gods Of War Live
2. Heaven and Hell (Black Sabbath) - Live At Radio City Music Hall
3. Megadeth - That One Night: Live In Buenos Aires
4. Queensryche – Mindcrime At The Moore
5. Onslaught - Live Polish Assault 2007
6. Rage - Full Moon In St. Petersburg
7. Helloween - Live On 3 Continents
8. Motörhead - Better Motörhead Than Dead: Live At Hammersmith
NIEUWZGLĘDNIONE: Scorpions – A Night To Remember…Live At Wacken 2006” (czekam na dostawę ze sklepu internetowego).
KLASYFIKACJA PŁYT, KTÓRYCH Z RÓŻNYCH WZLĘDÓW NIE OPISUJĘ SZCZEGÓŁOWO:
1. Mekong Delta – Lurking Fear
2. Rush - Snakes And Arrows
3. Iced Earth - Framing Armageddon
4. Ozzy Osbourne – Black Rain
5. Dominici - O3 A Trilogy - Part II
6. Epica – The Divine Conspiracy
7. Moonlight Comedy - Dorothy
8. Even Vast - Teach Me How To Bleed
9. Bon Jovi - Lost Highway
10. McQueen - Break The Silence
DO PRZESŁUCHANIA W NAJBLIŻSZYCH TYGODNIACH:
(-). Trail Of Tears - Existenzia
(-). Sieges Even – Paramount
(-). Velvet Revolver – Libertad
(-). King Diamond – Give Me Your Soul... Please
(-). Nostradameus - Pathway
(-). Agonizer – Birth/The End
(-). Eyes Of Eden – Faith
(-). Agua de Annique – Air
(-). Tarja Turunen - My Winter Storm
(-). Sonata Arctica - Unia
NADZIEJE NA ROK 2008:
Judas Priest
Testament
Edenbridge
Stratovarius
Rage
Blind Guardian
Nevermore (DVD)
Post został pochwalony 2 razy
|
|